Kiedy kryminał flirtuje z romansem…

Tylko martwi nie kłamią - Katarzyna Bonda

Sierpień dwa tysiące piętnastego roku był gorący. Mimo to zamojska starówka roiła się od turystów, którzy spacerowali po wybrukowanym rynku, sprawiającym wrażenie rozgrzanej patelni. Kto chciał, mógł schłodzić się pod jedną z kilku kurtyn wodnych rozstawionych w okolicach uliczek rozbiegających się od rynku w każdym kierunku. Korzystały z nich głównie dzieci. W przemoczonych ubraniach, z włosami posklejanymi od wody, biegały pod kurtyną w tę i z powrotem, wydzierając się beztrosko tak, jak tylko dzieci potrafią. Dorośli przez kurtynę przeważnie przechodzili szybko. Szli dalej, a rozgrzane słońce po kilku chwilach osuszało z nich wszystkie ślady wodnej bryzy. Ci, którzy mieli dość upału i poszukiwali cienia oraz chłodzących napojów i lekkiego jedzenia, lgnęli pod parasole ustawione w ogródkach piwnych. Dobiegał z nich odgłos rozmów, sztućców uderzających o talerze oraz dźwięk szklanych kufli z piwem odstawianych na stoliki.

 

Odstawiłam pustą szklankę po soku i zapłaciłam rachunek. Idąc wzdłuż podcieni, opuściłam zamojski rynek. Będąc w okolicach znanego supermarketu, wstąpiłam do saloniku prasowego, gdzie na jednej z półek zauważyłam dwie Bondy: „Tylko martwi nie kłamią” oraz „Florystkę”. Były to wydania kieszonkowe i jak na złość ofoliowane, co zupełnie wykluczało możliwość przekartkowania i przeczytania chociaż kilku wyrwanych z całości zdań, aby móc się przekonać, czy warto na obie książki wydać pieniądze. Spojrzałam na cenę, która nie była wygórowana i nie zastanawiając się długo, postanowiłam zakupić moje dwie pierwsze Bondy. Mimo że jestem ich posiadaczką już od niemal pół roku, to dopiero teraz sięgnęłam po pierwszą z nich.

 

„Tylko martwi nie kłamią” to druga część cyklu, który łączy postać policyjnego profilera Huberta Meyera (pierwsza to „Sprawa Niny Frank”, trzecia: „Florystka”). Kiedy przywołuję go z pamięci, to od razu widzę przystojnego mężczyznę, którego życie uczuciowe pozostawia wiele do życzenia. Była żona ma już nowego męża. Obecna choruje, a jej życie wisi na włosku. W tej sytuacji Hubert najwięcej poświęca się pracy. Jest świetnym profilerem, z którego kompetencji korzysta wiele jednostek policyjnych. Obok Rudolfa Heinza to drugi bohater tego typu w rodzimej literaturze kryminalnej. Z tym że Heinz przy konfrontacji wypada ciekawiej. Chociażby z tego powodu, że głębia jego przeżyć jest zarysowana mocniejszą kreską.

 

O ile nie każdy czytał książki Katarzyny Bondy, to stwierdzenie, że każdy o Katarzynie Bondzie słyszał, chyba można zaryzykować. Autorka bowiem wielokrotnie udziela się w mediach. A z tego co mówi, można wysnuć wniosek, że najmocniejszą stroną jej kryminałów jest warstwa kryminalna właśnie. Przygotowania, które poczynia przed pisaniem, sztab ekspertów, z którym się konsultuje, rozbudzają duże oczekiwania. I to prawda. Warstwa kryminalna w powieści Bondy jest wiarygodnie rozrysowana. Z tym, że śledztwo, poszczególne jego etapy, zdają się być jedynie pretekstem. Pretekstem do przedstawienia wątków obyczajowych, psychologicznych, a także romansowych.

 

I według mnie to właśnie wątki niekryminalne stanowią autentyczny atut pisarstwa Bondy. Jest wręcz mistrzowska, jeśli chodzi o rozrysowywanie całej sinusoidy uczuć, które nosi w sobie kobieta. Wątek romansowy, który na początku trochę mnie drażnił – przede wszystkim infantylnym zapisem uczuć, które szarpią Werką (prokuratorka pracująca z Hubertem nad sprawą sieciowego barona), pod koniec zmienia się w metafizyczne przeżycie, które całkowicie zmienia panią prokurator.

 

Dla kogo jest Bonda? Czytelnicy, którzy cenią bardziej konwencjonalny kryminał, mogą zarzucać Bondzie zbytni flirt kryminału z romansem, dłużyzny oraz rozbudowane nadto wątki psychologiczno-obyczajowe, które oczywiście w wielu kryminałach występują, ale chyba tylko Bonda tak je przeciąga, wydłuża, eksploruje. Ale są też tacy czytelnicy, którzy w kryminałach bardziej od kryminalnej intrygi preferują owe dodatkowe smaczki. W pisaniu Bondy odnajdą ich w tuzinowych nakładach. Polecam zatem przeczytać Bondę, aby przekonać się, w której grupie czytelniczej się jest. Ja już wiem to na pewno.