Recenzja – Ross Macdonald: „Błękitny młoteczek”

"Błękitny młoteczek" - Ross Macdonald

Zachwycając się współczesną literaturą kryminalną, być może nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele zawdzięcza ona klasykom gatunku. Zwłaszcza jeśli chodzi o klasyków czarnego kryminału. Dobrze przecież znamy bohatera o ironicznym poczuciu humoru, twardziela, uwodziciela, który czasem bywa prywatnym detektywem, czasem komisarzem, prokuratorem czy policyjnym profilerem - w zależności od wyobraźni autora. Bywa także mizoginem, miewa nieułożone życie osobiste, posiada własny kodeks moralny, ale przenikając w świat przestępczy, niemal zawsze dąży do wymierzenia sprawiedliwości. Nawet jeśli tym gestem nie zmienia otaczającego świata, bo świat czarnego kryminału zawsze pozostaje brudny, to przynajmniej pozostaje wierny samemu sobie. Dobrze znamy takiego bohatera, bo na przestrzeni kilkudziesięciu lat pojawiła się masa takich postaci. Niektóre wiernie odwzorowują założenia konwencji, inne z nią polemizują. Ale nie byłoby ich, gdyby nie trzy ważne nazwiska w historii czarnego kryminału: Chandler, Hammett i Macdonald. Dziś postaram się przybliżyć nieco tego trzeciego, a właściwie jego powieść zatytułowaną „Błękitny młoteczek”.

 

 

„Błękitny młoteczek” to ostatnia część cyklu z detektywem Archerem, a zarazem pierwsza od której zaczęłam swoją przygodę z Rossem Macdonaldem. Jako że to ostatnia powieść, to Lew Archer nie eksponuje się tutaj tak, jak ma to zapewne miejsce w początkowych częściach cyklu, kiedy bohater zazwyczaj zdradza sporo szczegółów ze swojego życia i tym samym rysuje się przed nami jego osobowość. Niemniej i w „Błękitnym młoteczku” możemy go nieźle poznać. Na pewno jest to już starszy mężczyzna, ponieważ zanim angażuje się w relację z Betty, ma pewne obawy, czy nie dzieli ich zbyt duża przepaść pokoleniowa. Kilkakrotnie wspomina także o dawnym okresie swojego życia, kiedy rozpadało się jego małżeństwo. Mamy więc znajomo brzmiącego bohatera o nieułożonym życiu osobistym. Ale dzięki temu Archer, jak wszyscy sponiewierani przez życie detektywi, może całkowicie poświęcić się pracy. Właściwie to właśnie praca staje się jego życiem i sensem.

 

 

W ostatniej części cyklu Archer otrzymuje zlecenie od państwa Biemeyer, które polega na odnalezieniu skradzionego obrazu sławnego malarza, który także zniknął w niewyjaśnionych dotąd okolicznościach prawie trzydzieści lat temu. Rozpoczyna się zagadkowa spirala, która z każdym nowym faktem nakręca się coraz bardziej. Kim jest kobieta, której portret widnieje na skradzionym obrazie? Czy faktycznie namalował ją ów malarz? A jeśli tak, to kiedy? Jeśli niedawno, to być może żyje. A w ogóle, to kto ukradł ten obraz i po co? W obliczu powyższych i wielu innych pytań staje Lew Archer. Dodatkowo nikt nie chce ułatwić mu zadania, bo kiedy próbuje się czegoś dowiedzieć i łączyć fakty, to napotyka na mur milczenia i sekretów. Ostatecznie Macdonald zaserwuje nam dość zawiłą intrygę, w której istotne okażą się związki międzyludzkie. Nie zdradzając zbyt wiele, powiem tylko, że cała sytuacja jest konsekwencją złych wyborów życiowych i plątaniny uczuć.

 

 

Miejscem akcji natomiast jest fikcyjna Santa Teresa wzorowana na Santa Barbarze. Została ona przedstawiona na zasadzie kontrastu. Lew Archer prowadząc śledztwo bywa bowiem zarówno w domach bogaczy, jak i biedniejszych dzielnicach miasta, gdzie bardziej okazałe budynki zdają się wysysać wszystkie siły witalne zubożałych dzielnic. Niemniej zbrodnia znajduje swoje siedlisko zarówno w ubogich mieszkaniach, jak i domach bogaczy.

 

 

Wielowarstwowa intryga kryminalna, będąca konsekwencją wielości występujących postaci, oprócz posiadania funkcji rozrywkowej, zdradza także sekrety natury ludzkiej. Mamy tu duży przestrzał pokoleniowy i warstwowy, dzięki czemu maluje się na naszych oczach obraz problemów ich poszczególnych przedstawicieli, a także klimat miasta, bo Archer odwiedzając wielorakich bohaterów, bywa w różnych miejscach.

 

„Błękitny młoteczek” Rossa Macdonalda to klasyka gatunku, więc jakakolwiek ocena jest tu zbędna. Tytułem podsumowania napiszę tylko, że warto ją znać ze względu na fakt, iż to właśnie na niej opiera się współczesna literatura kryminalna.