Jeden z nich

Jesteśmy na wyspie, gdzie namoknięta ziemia utrudnia poruszanie się. W powietrzu unoszą się krzyki i strzały z broni. Krzyki należą do uciekających młodych ludzi, którzy dla ratowania życia próbują ukrywać się za krzakami, schodzą po stromym zboczu, lub starają się układać na ziemi i udawać martwych. Strzały natomiast wydobywają się z broni dzierżonej przez białego mężczyznę o blond włosach, który nie zatrzymywany przez nikogo, strzela bez skrupułów do każdej żywej osoby. Jest skupiony i z zimną krwią dokonuje kolejnych mordów. Nie daje się również zwieść młodym ludziom leżącym na ziemi i udającym martwych. Wie, że tutaj jeszcze nie był, wie że oni żyją, więc po kolei strzela do każdego z nich. Po chwili na ziemi leży już tylko jedenaście nieruchomych ciał, a mężczyzna z okrzykiem: Wszyscy dzisiaj umrzecie, marksiści!, idzie dalej, by zabić kolejne osoby. W rachunku końcowym będzie ich sześćdziesiąt dziewięć. Tak rozpoczyna się książka Asne Seierstad zatytułowana „Jeden z nas. Opowieść o Norwegii”. Wprowadzenie przypomina dobry prolog kryminalny, lecz w przeciwieństwie do fikcji literackiej zdarzenia opisane przez Seierstad faktycznie miały miejsce i rozegrały się dwudziestego drugiego lipca dwa tysiące jedenastego roku na wyspie Utøya w Norwegii.
Autorka, reportażystka i pisarka z bogatym doświadczeniem, podjęła się nakreślenia przyczyn i okoliczności, które towarzyszyły zamachowi owego feralnego lipca. Z niezwykłą drobiazgowością przedstawia szeroki kontekst społeczny, polityczny, instytucjonalny, który zaważył na tym, iż w otwartej i raczej nie konserwatywnej Norwegii doszło do aktu terroryzmu dokonanego przez rodowitego Norwega. Sięga do lat osiemdziesiątych, charakteryzuje ówczesną i obecną scenę polityczną (ze wskazaniem jej przemian), zarysowuje problem uchodźców i imigrantów oraz brak skutecznej polityki wobec nich, a także negatywne nastroje społeczne przeciwko nim skierowane. Punktuje słabe strony norweskiej opieki społecznej, służb, zwłaszcza tego, jak działały w dniu zamachu. Wszelkie policyjne działania okazały się pasmem złych decyzji i nie kompetencji. Od wybuchu w rządowej dzielnicy Oslo policja popełniła masę błędów i gdyby nie powaga sytuacji, ich działania można by było określić jako komediowe, lub co najmniej absurdalne. Kiedy czyta się o momentach (a było ich sporo), w których policja mogła podjąć skuteczne działania zmierzające do schwytania Breivika zanim dostał się na wyspę, nie sposób jest nie czuć oburzenia – tak mało brakowało… „Jeden z nas” jest więc wieloaspektową książką, podejmującą temat ataku na Utøyę w sposób szczegółowy, choć początkowo autorka miała w zamiarze napisanie jedynie artykułu o procesie Breivika, a o czym czytelnik dowie się z ostatniego rozdziału zatytułowanego „Jak powstała ta książka”.
Mimo że autorka wielokrotnie zastrzega, że jej książka nie jest opowieścią o Breiviku, to trzeba przyznać, że to właśnie jemu poświęca najwięcej stron. Stara się przy tym zarysować jak najpełniejszy obraz jego osobowości. Zaczyna od dzieciństwa oraz relacji, jakie panowały między jego rodzicami, a kiedy z życia Andersa zniknął ojciec, skupiła się na więzi Breivika z matką. Przyszły zamachowiec miał trudne dzieciństwo. Tu także autorka wyłuskuje pierwsze błędy w jego wychowaniu oraz niedostateczne starania opieki społecznej. Czy gdyby opieka społeczna bardziej zainteresowała się Breivikiem i umieściła go w rodzinie zastępczej, to do zamachów by nie doszło? Tego się nigdy nie dowiemy, ale to wyraźny znak, że pierwsze zaniechania wystąpiły już w okresie dzieciństwa Breivika. Seierstad dociera do jego znajomych, zapoznaje się ze środowiskami, z którymi wiązał się na różnych etapach życia. Okazuje się, że wzrastał on raczej na gruncie multikulturowości, bo jego pierwsi znajomi to nie rzadko obcokrajowcy. Ale okazuje się również, iż Breivik na każdym etapie swojego życia spotykał się z odrzuceniem. Był ambitny, miał plany, ale zawsze sytuowano go gdzieś na obrzeżach danego środowiska. Czuł się więc nie akceptowany, odrzucany. Szukał więc dalej, czego efektem są wielorakie płaszczyzny jego aktywności. Był graficiarzem, prowadził własne, często nielegalne, biznesy, imał się polityki, ale zawsze ponosił klęskę, jego ambicje, poczucie bycia docenionym, nigdy nie zostały spełnione. Nawet pięcioletni okres gier komputerowych nie dał mu ostatecznie oczekiwanego spełnienia. Wówczas zaczął wertować antyislamskie strony i tak w jego głowie narodził się strategiczny plan walki z islamizacją Norwegii, plan którego pierwszym punktem była masakra na wyspie Utøya.
A o kim w takim razie jest książka w intencji autorki? Rozdziały poświęcone sylwetce Breivika występują naprzemiennie z fragmentami poświęconymi jego ofiarom. To członkowie młodzieżówki Partii Pracy, którzy przebywali na Utøyi na obozie letnim. Seierstad przybliża ich sylwetki zarówno z imienia i nazwiska, jak i ich życiorysy. Są oni swoistym kontrastem dla osobowości Breivika. To pełni ideałów młodzi ludzie, którzy pragnęli działać na rzecz dobra innych. Są wśród nich zarówno rodowici Norwedzy, jak i dzieci uchodźców. Mieli po kilkanaście lat i ich życie dopiero się zaczynało. Zginęli, bo aspołeczna jednostka, wielokrotnie powtarzająca, że działa w obronie chrześcijańskich wartości, uroiła sobie, że są zagrożeniem dla norweskiej kultury, że pochwalając multikulturowość, działają na rzecz islamizacji Norwegii. Tymczasem to właśnie Breivik okazał się największym zagrożeniem dla Norwegii i wykonawcą najbardziej makabrycznego zamachu terrorystycznego w jej najnowszej historii.
„Jeden z nas. Opowieść o Norwegii” jest książką ważną i potrzebną. Jest reportażem pisanym z zacięciem literackim. Ale przede wszystkim jest – jak wskazuje podtytuł – opowieścią o Norwegii, o społeczeństwie, o czynnikach wpływających na rozwój jednostki mogącej być potem dla tego społeczeństwa zagrożeniem. Polecam do czytania i rozmyślania, bo pomimo że podtytuł sugeruje, iż opowieść tyczy się tylko Norwegii, to w obliczu obecnie zachodzących zjawisk kontekst geograficzny może być równie dobrze odbierany jako umowny, bowiem myśli Breivika wypowiadane podczas procesu, w trakcie rozmów z psychiatrami, fragmenty jego dziennika i „dzieła”, uważane jeszcze kilka lat temu za głos człowieka podejrzewanego o brak poczytalności, przewijają się obecnie zupełnie legalnie choćby w Internecie…