Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się nad tym, jak odróżnić tekst grafomański od dobrej literatury, jakie cechy powinien mieć pisarz oraz dla kogo są podręczniki kreatywnego pisania, ale odpowiedź na powyższe pytania przychodziła Wam z trudem, to zerknijcie, jak odpowiedział na nie Jakub Winiarski - autor mającego ukazać się niebawem poradnika dla aspirujących pisarzy, zatytułowanego "Po bandzie, czyli jak napisać potencjalny bestseller".

 

 

Jak odróżnić tekst grafomański od dobrej literatury?

 

Jeżeli wady tekstu, jego niezamierzona śmieszność i miałkość są wyraźne, to nie ma problemu z oceną. Jeśli jednak są wątpliwości, należy zostawić książkę pod osąd tak zwanej historii. Weźmy wiersze Leśmiana. Współcześni komentatorzy literaccy zarzucali Leśmianowi, że jest przestarzały, że nie idzie z duchem epoki, że, krótko mówiąc, grafoman z niego i niepotrzebnie wydziwia. Dziś Leśmian jest na szczycie, a o tamtych panach mało kto pamięta. Podobnie z Joyce’em i w ogóle awangardystami. Niektórzy czytelnicy po dziś dzień mają ich za hochsztaplerów i grafomanów. A przecież taki Joyce, czy nasi Buczkowski i Drzeżdżon, wspaniałe książki pisali. Trudne, to fakt, ale też piękne i wyjątkowe. Zatem doradzałbym ostrożność w szermowaniu pojęciem „grafomanii”. Niekoniecznie to jest dobre, co się wyłącznie nam albo czcigodnym literaturoznawcom podoba. Że księgarskie hity nie są wspaniałym stylem pisane? Albo że niektóre książki są trudniejsze dla czytelnika o przeciętnym guście i nie bardzo wybitnym umyśle? To jeszcze nic nie znaczy. Najwyraźniej smakoszy stylu nie jest tak wielu, jak by się wydawało. A i nie każdy czytelnik powinien od razu rwać się do oceniania książki, której nie rozumie i nie docenia być może z powodu własnych słabości i braków.    

 

Jakie cechy powinien mieć pisarz?

 

Musi chcieć pisać i musi pisać. Im więcej, tym lepiej. Jeśli do tego ma sprawne oko i ucho, poradzi sobie.

 

Dla kogo są warsztaty i podręczniki służące do nauki kreatywnego pisania?

 

Proszę pozwolić, że ja spytam: a dla kogo są studia malarskie? Albo muzyczne? I po co są książki do chemii? Albo matematyki? Po co profesorowie od biotechnologii czy architektury? Każdy zna odpowiedzi na te pytania. Po to, żeby ludzie zainteresowani daną dziedziną mogli poznać teorię w maksymalnie komfortowych warunkach, pod okiem kogoś, kto ma stosowną wiedzę i skoryguje błędy pojawiające się w pracach początkującego twórcy. Dziwi mnie, że pisania, takiego rzemieślniczego pisania, które ja nazywam potencjalnie bestsellerowym, nie postrzega się w Polsce jak dziedziny, której należałoby uczyć. Pewnie dlatego mamy całą masę niesamowicie ambitnej literatury, która jest świetna, pioruńsko inteligentna i w ogóle wybitna, tylko jakoś czytelnicy się za nią nie uganiają. A i na uniwersytetach ziewa się nad nią potężnie. „Po bandzie” to próba zmiany tego stanu rzeczy. Chciałbym, żeby ludzie zdali sobie sprawę, że pisania i to takiego potencjalnie bestsellerowego można się uczyć. Tak, jak muzykowania czy rzeźbienia. Metody, sposoby, techniki – to wszystko jest. Opowiedzieliśmy o nich z Jolą Rawską na sześciuset stronach tak, żeby nie było co do tego wątpliwości. A jeśli ktoś nadal ma wątpliwości, może zerknąć do działu „Opinie uczestników” na mojej stronie www.literaturajestsexy.pl, gdzie bardzo dużo osób podzieliło się swoimi wrażeniami i doświadczeniami z prowadzonych przeze mnie warsztatów.