Zbrodnia w Sandomierzu

Ziarno prawdy - Zygmunt Miłoszewski

Kiedy Zygmunt Miłoszewski obwieścił, że nie chce już pisać kryminałów, wielu czytelników z pewnością zareagowało zdziwieniem pomieszanym z zawodem. Co zrozumiałe, bo jak może nie dziwić fakt, iż w dobie popularności gatunku kryminalnego – w dodatku w dobie popularności własnej twórczości kryminalnej – pisarz decyduje się zaniechać nieodwracalnie (?) pisanie kryminałów? Natomiast zawód przeżyje każdy czytelnik, który chociaż raz w swoim czytelniczym życiu zetknął się z Teodorem Szackim. Ale jak to? Nigdy więcej prokuratora Szackiego? Co również jest zrozumiałe. Miłoszewskiemu udało się bowiem wykreować postać wyjątkową, a zarazem uszytą z wykroju dobrze znanego, czarno-kryminalnego. Ten urzędnik państwowy – jak Szacki sam o sobie często myśli i mówi – jest jednak dosyć sprytny. Kiedy o podobnych mu bohaterach możemy powiedzieć, że kierują się własnym kodeksem moralnym, to o Szackim możemy powiedzieć tyle, że pod prywatny kodeks moralny dopasowuje kodeks… prawny. Z wirtuozerią żongluje paragrafami tak, aby dopiąć swego. To pokazuje, jak relatywny może być wymiar sprawiedliwości.

 

Ale „Ziarno prawdy” to nie tylko Szacki. To nawet nie przede wszystkim kryminał, więc mówiąc szczerze, mnie obwieszczenie autora w ogóle nie dziwi i nie zawodzi. Zygmunt Miłoszewski w „Ziarnie prawdy” rozprawia się przede wszystkim z polskimi wadami – ale nie tylko polskimi. Intryga kryminalna, przesympatyczna – choć może nie dla wszystkich – postać prokuratora Szackiego, są tylko pretekstem do bardzo realistycznego ukazania naszej współczesności i jej trafnego, niepozbawionego sarkazmu i humoru, skomentowania. Cokolwiek autor napisze – horror, romans, czy dramat – ja będę czytała z zaciekawieniem. Miłoszewski komentuje rzeczywistość na kilka sposobów. Pierwszą strategię mamy już uwidocznioną na samym początku, w pierwszym akapicie. Autor używa bowiem zasady kontrastu – przywołując wydarzenia na świecie, kontrastuje je ze zdarzeniami z Polski i prowincji, którą symbolizuje Sandomierz. Przy okazji pokazuje jak się ma skala makro, do skali mikro. Kiedy na świecie dzieją się rzeczy ważne, w małym Sandomierzu, gdzie życie płynie powoli, sennie i spokojnie, wydarzeniem staje się kradzież telefonu komórkowego w szkole. Tudzież istotną wiadomością staje się wzmianka pogodowa.


Ale oczywiście w komentowaniu otaczającej rzeczywistości wiedzie prym sam Teodor Szacki, który wypowiada swoje myśli na głos, a czasem relacjonuje je nam narrator. W małym Sandomierzu, jak w soczewce, skupiają się wszelkie grzechy polskości: odwieczna ksenofobia, której konsekwencją wielokrotnie były pogromy, powierzchowny katolicyzm i głupi patriotyzm, zbudowany na poczuciu wielkości i metaforycznych trupach. Miłoszewski punktuje także polską zawiść, a polską mentalność określa cudowną paralelą w postaci słowa „żółć”. Ale zaraz. Czy to przypadkiem też nie są stereotypy? Czy to nie jest stereotypowe myślenie wykształconego Polaka o mniej wykształconych, często zabobonnych, innych Polakach? Oczywiście jest. Gdyby Miłoszewski na tym poprzestał, „Ziarno prawdy” można by było uznać za jednostronny głos i z łatwością uplasować tę powieść po jednej stronie barykady, prawdopodobnie lewej. Miłoszewski jednak, mimo że wyraźnie bliżej mu do lewej strony, unika stereotypowego myślenia i jakiegokolwiek fanatyzmu, zdając sobie sprawę, że fanatyzowanie po którejkolwiek ze stron jest szkodliwe i prowadzi do fałszu. Toteż obok krytyki polskiej ksenofobii, antysemityzmu, małomiasteczkowego patriotyzmu, mamy tu także postawioną w negatywnym świetle postać pewnego dziennikarza, który z wydarzeń w Sandomierzu pragnąłby uczynić materiał na artykuł o „Polakach żydożercach”. Miłoszewski tropi absurdy polskiej rzeczywistości, ale każdemu daje szansę wybrzmieć w całej swej okazałości, toteż mamy tu na przykład nowoczesnego patriotę, gardzącego „czarną mafią”, ale z lubością pielęgnującego w sobie antysemityzm. Jest to kolejny dowód na to, jak we współczesnym świecie doszło do wymieszania się różnych postaw i poglądów. Efektem tego jest właśnie owa hybryda nowoczesnego patriotyzmu, nienawiści do kleru i jawnej niechęci do Żydów. W tym miejscu należy wspomnieć, że na szczególną uwagę w książce zasługuje rozmowa Szackiego z lubelskim rabinem, która pokazuje, że nie tylko Polacy mają licencję na budowanie własnej tożsamości na martyrologii. „Ziarno prawdy” jest więc w pewnym sensie satyrą, która piętnuje pewne postawy, ale jednocześnie zwraca uwagę na fakt, że ksenofobia i chory patriotyzm jest ogólnie cechą ludzką, nie koniecznie charakterystyczną tylko dla danej narodowości. Wszak: „Satyra prawdę mówi, względów się wyrzeka: wielbi urząd, czci króla, lecz sądzi człowieka”. Niemniej jest to swoistego rodzaju lustro, w którym polski czytelnik powinien się przejrzeć i zreflektować. Swoją drogą, tak zupełnie na marginesie, w kontekście ostatnich wydarzeń popularność „Ziarna prawdy” w Polsce wydaje się być w pewnym sensie paradoksem. Czyżbyśmy nie czytali ze zrozumieniem?

 

Niemym bohaterem powieści Zygmunta Miłoszewskiego jest z całą pewnością Sandomierz. Z jednej strony miasto posłużyło autorowi do nakreślenia małomiasteczkowej specyfiki i atmosfery, gdzie wszyscy wszystkich znają. Przekonuje się o tym Szacki, kiedy o jego romansie z Klarą wie niemal każdy. W Warszawie, gdzie większość ludzi jest dla siebie anonimowa, być może to by nie przeszło. Tutaj natomiast wieści i plotki rozchodzą się szybko. Ale nie da się ukryć, że nadwiślańskie miasteczko zostało tu ukazane również z dużą dozą sympatii, w końcu Szacki sam je sobie wybrał, marząc o spokojnym życiu na prowincji. Sandomierz ukazany został również – poza małymi zamierzonymi nieścisłościami – z dbałością o topograficzne szczegóły, toteż czytelnik pragnący w Sandomierzu ruszyć literackim szlakiem wytyczonym przez Miłoszewskiego, z pewnością z łatwością odnajdzie wszystkie ważniejsze miejsca z książki.

 

Do samej intrygi, która sprawia wrażenie pretekstu, można mieć kilka zastrzeżeń. Ale nie będę się o nich rozwodzić, bo to nie ona jest tu najważniejsza. Najważniejszy jest realizm i komentarz do otaczającej rzeczywistości. Podsumowując, użyję sformułowania, które chyba jeszcze w żadnej mojej recenzji nie padło: „Ziarno prawdy” Zygmunta Miłoszewskiego to najlepszy kryminał jaki w życiu czytałam. Nie tylko bardzo trafia w mój gust, ale jest również świetnie pomyślany i zaangażowany. Zaangażowany w demaskowanie przejawów braku myślenia. Polecam bardzo gorąco!