Morderstwo nowego typu

Dwadzieścia pięć lat temu tematyka poruszona przez Henninga Mankella w „Mordercy bez twarzy” dla polskiego czytelnika mogła być zjawiskiem egzotycznym. W latach dziewięćdziesiątych borykaliśmy się z innymi problemami i nikt nie przejmował się napływem uchodźców z innych krajów. Tymczasem w Szwecji powstawały ośrodki dla uchodźców, fermentowały wrogie im nastroje, a państwo wielokrotnie nie radziło sobie z ich napływem. Dziś, kiedy temat syryjskich uchodźców jest jednym z bardziej nośnych tematów nie tylko w debacie publicznej, ale także w mediach społecznościowych, powieść Mankella przeniesiona na grunt polski staje się aktualna jak nigdy dotąd. Szwedzkiemu pisarzowi udało się wręcz idealnie odtworzyć klimat, jaki problem uchodźców tworzył w szwedzkim społeczeństwie. W „Mordercy bez twarzy” czuć lęk i niepewność, które generuje przybywanie cudzoziemców. Widać nieudolność instytucji państwowych w radzeniu sobie z opieką nad przybyłymi cudzoziemcami. Nie ma procedur, a te, które są, nie są należycie przestrzegane. Do tego dochodzą wrogie, ksenofobiczne, wręcz rasistowskie reakcje szwedzkiego społeczeństwa. W takich to okolicznościach poznajemy Kurta Wallandera, komisarza z Ystad, bowiem „Morderca bez twarzy” jest pierwszą częścią cyklu z jego przygodami.
Problematyka uchodźcza bardzo mocno siedzi w warstwie kryminalnej. Nocą zostaje zamordowana para rolników. Morderca przed śmiercią znęcał się nad nimi. Podczas gdy mężczyzna zostaje odnaleziony martwy, kobieta daje jeszcze oznaki życia. Tuż przed śmiercią wypowiada ostatnie słowo, które brzmi: „zagraniczny”. Mając świadomość jakie reperkusje w społeczeństwie mogłoby wywołać wyjawienie tego faktu prasie, Wallander i pomagający mu policjanci postępują bardzo ostrożnie. Mimo to po zabójstwie dwójki rolników, antyuchodźcze nastroje się wzmagają. Dochodzi do aktów podpalenia miejsc, w których mieszkają cudzoziemcy, starszy mężczyzna zostaje obrzucony zgniłymi warzywami, a para fanatyków dopuszcza się morderstwa na tle rasistowskim. Charakter popełnionej zbrodni zmusza więc Wallandera do zaglądania do ośrodków dla uchodźców i wnikania do środowisk o skrajnie nacjonalistycznych poglądach. Okazuje się, że szwedzka polityka wobec obcokrajowców jest zupełnie nieskuteczna. Komisarz jest wręcz zszokowany działalnością takich ośrodków, gdzie nie ma odpowiedniego nadzoru. Właściwie nie wiadomo, kto taki nadzór miałby prowadzić. Policja? Kurt Wallander nic o tym nie wie. Tak samo jak kierownik takiego ośrodka nie wie ilu uchodźców faktycznie w nim przebywa. Ponadto jeśli chodzi o obraz obcokrajowców, to Mankell pięknie unika czarno-białych stwierdzeń, mając świadomość, że świat mieni się w różnych odcieniach szarości. Tak świat przedstawia tylko mistrz, a Henning Mankell z pewnością nim jest.
Dobrego kryminalnego cyklu nie byłoby bez wyrazistego bohatera, do którego czytelnik by tęsknił i z niecierpliwością oczekiwał kolejnego tomu z jego przygodami. Mamy więc Kurta Wallandera, który powyższe kryterium spełnia. To czterdziestotrzylatek o biografii charakterystycznej dla policjanta. Rozwodnik, samotnik, któremu właściwie pozostała tylko praca. Jego relacja z córką pozostawia wiele do życzenia, jak i więź z chorym na schizofrenię ojcem. Natomiast jego końskie zaloty do prokurator Anette Brolin obserwujemy z nieskrywanym uśmiechem. Jest tak nieporadny, że aż budzi współczucie, w którym jest wiele z sympatii. Za to jeśli chodzi o pracę, to jest cierpliwy, analityczny, a przede wszystkim skuteczny, co w pracy policjanta jest najważniejsze.
Biorąc do ręki „Mordercę bez twarzy”, oczekiwałam, że w Henningu Mankellu odnajdę kolejną czytelniczą fascynację. I oczywiście szwedzki pisarz nie zawiódł pokładanych w nim oczekiwań. „Morderca bez twarzy” to poruszający ważki temat rasowy kryminał, w którym wszystko siedzi na właściwym miejscu i jest precyzyjnie wyważone. Wątek obyczajowy nie przytłacza kryminalnego i na odwrót. Problematyka społeczna ukazana została z każdym jej aspektem. Mankell nie moralizuje. Pokazuje jak jest i ja ten twardy realizm kupuję bez dwóch zdań, ciesząc się jednocześnie, że kolejne tomy przygód Kurta Wallandera mam jeszcze przed sobą.