RECENZJA – Mariusz Czubaj: „21:37”

"21:37" - Mariusz Czubaj

Rudolf Heinz, policyjny profiler, jest głównym bohaterem czterech powieści Mariusza Czubaja. Ale jak informuje jego wydawca, powstanie także piąta część przygód policjanta o nazwisku jak keczup. To dobra wiadomość dla fanów komisarza, który większość swoich wypowiedzi konkluduje ulubionym stwierdzeniem: „Tyle o tym”. Rudolf mieszka w Katowicach (na Osiedlu Tysiąclecia w jednej z charakterystycznych „kukurydz”), ale często je opuszcza, aby poprowadzić śledztwo w innym mieście, dzięki czemu czytelnik ma okazję przyjrzeć się ciemniejszej stronie polskich miast. Zazwyczaj są to śledztwa, w których występuje seryjny morderca o dewiacyjnych skłonnościach, bo taka jest specyfika pracy policyjnego profilera. Celem pracy Heinza jest tworzenie profili psychologicznych sprawców zbrodni. Z racji charakteru wykonywanej roboty oraz dołączania go do zżytych ze sobą grup policjantów, Rudolf Heinz bywa często pracującym na własną rękę wolnym elektronem. Lubi o sobie mówić, że jest alienistą, nawiązując tym samym do tytułu powieści Caleba Carra, która należy do jego ulubionych książek.

 

Czekając na kolejny tom z Rudolfem Heinzem, sięgnęłam po pierwszą część cyklu, będącą także samodzielnym debiutem Mariusza Czubaja (wcześniej napisał dwie powieści wspólnie z Markiem Krajewskim: „Aleję samobójców” i „Róże cmentarne”). „21:37” okazała się mocnym debiutem, bo za tę powieść autor otrzymał Nagrodę Wielkiego Kalibru. W pierwszej części bliżej poznajemy Heinza. Oprócz pracy policyjnej jego czas wypełniają próby zespołu oraz słuchanie muzyki. Rudolf jest bowiem wielkim fanem dobrej muzyki, toteż na stronach powieści „21:37” czytelnik odnajdzie wiele muzycznych tytułów, z których stworzyć można pokaźną playlistę. Oprócz posiadania zainteresowań muzycznych, Heinz lubi także czytywać kryminały. Jeśli chodzi o jego życie osobiste, to jest to człowiek doświadczony przez los. Pogłębiające się problemy reumatologiczne, konflikt z ojcem i dorastającym synem, brat z zespołem stresu pourazowego, to tylko niektóre życiowe sytuacje, którymi Heinza obarczył autor. Rudolfa prześladuje także pewien szaleniec, do którego osadzenia się przyczynił. Co więcej, z zatargu z nim Heinz nie uszedł bez szwanku – pozostały mu blizny na ciele i osobowości.

 

 

Inkwizytor, bo taki pseudonim otrzymał ów szaleniec, w „21:37” pojawia się zarówno we wspomnieniach komisarza, jak i realnie: Heinz składa mu wizytę na oddziale zamkniętym (Inkwizytora nie skazano na więzienie, bo uznano, iż jest niepoczytalny, do czego Rudolf ma zastrzeżenia). Relacja Heinz-Inkwizytor to jeden z ciekawszych pomysłów Mariusza Czubaja, wszak psychologiczna gra pomiędzy mordercą, a psychologiem, to czytelniczo intrygujący motyw. Niemniej występuje ona w powieści jako wątek poboczny. Podobnie jak śledztwo prowadzone przez Heinza w Katowicach, które dotyczy mordercy kobiet na Śląsku, a które mogłoby być zdecydowanie wyraźniej zarysowane. Głównym wątkiem natomiast jest sprawa, którą komisarz prowadzi w Warszawie. To tu znaleziono ciała dwóch kleryków. Ofiary miały na głowach worki foliowe, w okolicy ust namalowane różową szminką trójkąty, a z tyłu głowy cyfry, które w pierwszej kolejności przywodziły na myśl skojarzenie z godziną śmierci papieża. Jak w każdym dobrym kryminale Mariusz Czubaj podsuwa zarówno Heiznowi, jak i czytelnikowi, fałszywe tropy, ale ostatecznie zagadka śmierci kleryków zostanie rozwiązana. Przy okazji zajrzymy za kulisy seminaryjnego życia i poznamy jego ciemne strony, które bynajmniej nie są wymysłem autora, który na końcu książki zapewnia, iż opowieści z życia seminariów pochodzą od osób dobrze zorientowanych w tej kwestii.

 

 

Zaletą „21:37” jest z pewnością obraz seminaryjnego środowiska. Niemniej w porównaniu do późniejszych powieści Mariusza Czubaja „21:37” wypada nieco słabiej. Przede wszystkim brakuje jej błyskotliwych dialogów, w których zaczytujemy się z przyjemnością w „Martwym popołudniu”. Brakuje jej również eksperymentów z narracją, które spotkamy w kolejnych tomach o Heinzu. Brakuje także napięcia. Jednak „21:37” jako część cyklu o Heiznu znać należy. To także dowód potencjału autora, który z każdą kolejną powieścią jest coraz lepszy, a w „Martwym popołudniu” jest wręcz mistrzowski. Czekam więc niecierpliwie na kolejne przygody Rudolfa Heinza i Marcina Hłaski.