Świat pieniądzem stoi

 

Kiedy czytałam internetowe opinie na temat „Zimy naszej goryczy”, przewijały się i takie, w których autorzy wskazywali, że ta powieść Steinbecka pokazuje wyraźny spadek jego formy. Jako czytelniczka, która nie miała jeszcze okazji czytać żadnej powieści noblisty, pomyślałam sobie, że skoro „Zima naszej goryczy” jest efektem spadkowej formy, to chyba każdy autor, a na pewno autor realista, takiego spadku mógłby sobie tylko życzyć. Nieśpieszna akcja, idealnie oddająca rytm życia w takiej miejscowości jak New Baytown, wyraziste postacie, dialogi oraz temat powieści, sprawiły, że Steinbeck już po lekturze słabszej – jeśli wierzyć opiniom – książki jego autorstwa zdobył moje uznanie i wzbudził chęć na więcej. Zdecydowanie trafił w mój gust. Powieści realistyczne czytam zawsze zachłanniej, niż prozę innego gatunku, choć oczywiście zdarzają się wyjątki. Ale to nie tylko kwestia gustu, bo spod nikłej fabuły – która zdecydowanie nie jest wielowątkowa, ani nie prze naprzód z zawrotną prędkością – wypływa ciekawa refleksja o świecie, która po prostu sytuuje „Zimę naszej goryczy” na wyższej półce.

 

New Baytown to senne miasteczko, w którym życie toczy się powoli i dobrze znanym rytmem, którego cykl wyznaczają święta i zwykłe dni w kalendarzu. Tu nic nie jest zaskakujące, od lat wszystko ma swój ustalony porządek, jak na przykład rada miejska. Lokalne władze za przyzwoleniem obywateli ugrywają własne interesy, toteż wyciągnięcie na wierzch ich machlojek jest także naruszeniem spokoju lokalnej społeczności, zaburzeniem status quo, rysą na dobrze znanym obrazie rzeczywistości. New Baytown jest swoistego rodzaju enklawą, ale też soczewką, w której skupiają się uniwersalne zasady oraz ludzkie namiętności. Steinbeck bardzo realistycznie odmalowuje charakter takiej miejscowości, jednocześnie dając do zrozumienia, że jest to też uniwersum, w którym jak w lustrze może przeglądać się każda mniejsza, bądź większa ludzka społeczność. A że tak jest, sugeruje motto, którym autor opatrzył powieść: „Czytelnicy usiłujący zidentyfikować opisane tutaj fikcyjne osoby i miejsca uczyniliby lepiej, gdyby zbadali swe środowisko i zajrzeli we własne serca, bo książka ta mówi o znacznej części dzisiejszej Ameryki”. Nie będzie nadużyciem, jeśli dodam: nie tylko Ameryki.

 

Atmosferę New Baytown chłoniemy natomiast dzięki Ethanowi, głównemu bohaterowi, bo to w dużej mierze jego perspektywa jest najbardziej przed czytelnikiem eksponowana. Ethan nie szczędzi więc nam ogólnych refleksji o świecie i o samym New Baytown. Jest on subiektem w sklepie kolonialnym, toteż miejsce jego pracy jest idealnym punktem, w którym spotykają się mieszkańcy miasta – wszak każdy robi zakupy – i można dokonać ich charakterystyki. Jednak najpiękniej w całej powieści wypadają dialogi rozpisane między Ethanem, a jego żoną oraz Ethanem, a miejscową kokietką: Margie. Kiedy Ethan rozmawia z żoną, często żartuje, ale żarty rzadko spotykają się ze zrozumienie z jej strony. Również poważne tematy poruszane przez Ethana zdają się być niezrozumiałe dla Mary, jego żony. Mimo, że bohater kocha żonę, gołym okiem widać, że nie są na tym samym poziomie intelektualnym. Z kolei rozmowy Ethana z Margie są jak wymiany myśli osób równych sobie, połączonych jakimś bólem w odczuwaniu rzeczywistości. Ponadto bohaterowie wielokrotnie mówią tu sentencjonalnie, w tym sensie, że wypowiadane przez nich zdania można najzwyczajniej w świecie cytować, używać jako mott itp.

 

Ale o czym właściwie jest „Zima naszej goryczy”? Z internetowych opinii dowiedziałam się, że o ludziach, którzy zapomnieli o swoich ideałach, o braku moralności etc. Tylko, że w powieści raczej nie ma takich bohaterów, którzy zarzuciliby swoje ideały. „Zima naszej goryczy” jest o prostej prawdzie, że życie determinują pieniądze. No bo co jest determinantem losu każdej z postaci? Pieniądze właśnie. Straciwszy dawną fortunę, Ethan obecnie może być zaledwie subiektem. Margie znakomicie zdaje sobie sprawę z tego, że aby utrzymać dotychczasową stopę życiową, musi znaleźć odpowiedniego, czyli majętnego, „opiekuna”. Ona wcale nie szuka miłości (co też wyczytałam), ona oferuje swoją miłość w zamian za utrzymanie. Syn Ethana dopuszcza się plagiatu, aby tylko zdobyć pieniądze, nie obchodzi go, że to nie uczciwe. Natomiast Mary, kiedy słyszy, że Ethan może znowu być bogaty, mimowolnie dokonuje zmiany w swoim zachowaniu, tak jakby to właśnie bogactwo upoważniało ją do noszenia głowy wyżej od innych. Wszystkiemu przygląda się Ethan, który chyba ubolewa nad tym, że pieniądz ma taką władzę. I chyba tylko Ethan to widzi, bo cała reszta daje się w zabieganie o pieniądze po prostu wmanewrować, a tym samym zatracić swoje człowieczeństwo, poczucie moralności, zapomnieć o tym, co tak naprawdę jest w życiu ważne, a dla Ethana ważne są właśnie te rzeczy, których nie można kupić. „Zima naszej goryczy” to mądra książka, wciąż aktualna, i którą należy przeczytać.